Christine
Administrator
Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 544
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 13:53, 03 Sie 2010 Temat postu: Schibbi - Z pierwszej ręki |
|
|
1
Czy w ogóle są dorozwinięci ??
Nie! Nawet spacer z psem, to nie czas z nią na rozmowę. Ona wisi na telefonie. Wskoczyła w opcję „przyjaciel” i albo on dzwoni, albo ona do niego.
Pomimo, że mgliste, jesienne opary zacierają kontury sylwetki z każdym oddalonym od oka krokiem, widzę, że jest prawie zgięta w pół, jakby chciała na kolanach odbyć tę rozmowę. Co jakiś czas słyszę jękliwie – płaczliwe, pełne nie tyle tęsknoty, ile parzące pożądaniem i seksem „ja ciebie też kocham kochanie”. Nie trzeba być specjalnie spostrzegawczym i domyślnym, żeby zobaczyć co się maluje na jej twarzy i jak układają się jej myśli? Nawet pozbawieni fantazji zauważą, że jej szczęście osiąga kulminację, a ona tworzy nie tylko jedność z nim, ale i z ich światem.
Powinnam się cieszyć jej szczęściem. Tak jest zalecane w mądrych książkach, bo to przynosi dobrą energię mnie i otoczeniu. Ale nie daję rady, choć to moja przyjaciółka od podstawówki. Mdli mnie, mimo, że filtruję płuca gwiżdżąc nieustannie na Lukę, którą nawet zagęszczona od lamp poświata też pochłania w mroku.
Hmm..., myślę w duchu. Można się kochać, nie ma sprawy, ale żeby tak zdurnieć i to w tym wieku? Prawdą jest, że nie widziałam go na oczy, a to co wiem z jej opowieści to żadna wiedza. Wszystko trzeba by przecedzić przez kilkanaście sitek iks razy i dopiero wtedy można by faceta jakoś określić. Nie zmarnowałam na chodzeniu do szkoły i bieganiu do biura pięćdziesięciu lat życia i choć część na pewno trzeba zaliczyć do straconych – swoje wiem, ale i tak nie uwierzę w ten stos zalet skumulowanych właśnie w jej Pawle.
Rzadko nazywa go imieniem. Przeważnie ubrany jest w koszulkę z napisem: mój skarb, miłość mojego życia lub mój szczęśliwy numerek - choć to rzadziej, ale bywa. Dla mnie jest „szpikulcem” i niech tak zostanie.
Szczerze, to staram się ją zrozumieć. Powtarzam sobie, że to dzielna, zdolna, sprytna współczesna, która kobieta wytrwa w normalności, a zdrowy rozsądek nie dopuści do stanu śpiączki szarych komórek. Niby dobrze, że jest z menem którego kocha i co ważniejsze, który ją podobno ubóstwia. Nie jest sama i tak ma być! Dwoistość nie dość, że ludzka i ziemska to nawet zgodna z planami Stwórcy.
A jednak, wszystko to mnie mdli, bo szokuje – to nie to słowo. Jak nie jestem świadkiem ich rozmów, to po prostu nie wierzę, że tak sfiksowała.
Dzisiaj mam którąś tam z kolei lekcję odnowy pamięci, że szpikulec istnieje i nadal działa na Ulę, jak piramida Cheopsa na przybyszy z każdego kraju świata poza Egiptem, gdzie tylko tubylcy nie spoglądają na to, czym zachwycają się turyści.
Pewnie jest jego Piramidą i daj Boże, żeby nadal jedyną, bo nie wyobrażam sobie wokół niego nawet dwuosobowego tłumu.
Hmm..., poddając się wyobraźni – ona cały czas przykulona jęczy do słuchawki - i fantazji brnąc dalej i nachodzi mnie myśl, która lepiej, żeby przepadła bez wieści: „daktylowe palmy w Egipcie są przeciętnością, a u nas - dumą każdego ogrodnika” – pisał Zin, ale po co mi się to przypomniało?
Eh! – patrzę na Ulę, jak mizdrzy się do słuchawki i wiem, że przesadziłam. Ich nie łączy kilkumiesięczny romans z infantylnego serialu. To dwudziestokilkuletnia szalona miłość, która cały czas fermentuje i dojrzewa, jak wino, która nawet podczas eksplozji miast rozlane niknąć w stróżkach – nabiera smaku, barwy, mocy i klarowności. Oni jeszcze nie leżakują, ale beczka jest ekstra gatunku i trunek zapowiada się być szlachetny, mimo, że powstał z iście zakazanych owoców. Choć czy miłość można zaliczyć do zakazanych?
Czekają na siebie. Ona nie żałuje niczego, choć to on doprowadził do rozpadu jej - chyba nie najgorsze w czasoprzestrzeni małżeństwa – jednak cierpliwie cały czas czekają na dzień, w którym się do niej sprowadzi. A dzień wyznaczył jego syn, który nie wie ani o jej istnieniu, ani o tym, że ma przyrodnią siostrę młodszą o kilka miesięcy. Jeszcze nie wie, że do końca życia będzie kojarzył dzień obrony swojej pracy magisterskiej - a przynajmniej okoliczny jej czas - z wyprowadzką taty.
Czy ja nie za daleko i bez potrzeby i bezpardonowo nie wchodzę w jej sprawy? – kontroluję swoja fantazję, która poddała się sprzyjającej w parku ciemności. W czerni nocy nasze oczy mało dostrzegają, za to mocniej pracuje wyobraźnia i to ona dzisiaj wydobywa u mnie obrazy nieprawdopodobne, a nawet jadowite. Widać przyszła w gości.
- Skończyłaś? – patrzę w jej zapłakane oczy – czego ryczysz, coś nie tak?
- Co ty – chlipie i penetruje kieszenie, pewnie za chusteczką. Nie! Wszystko dobrze, tylko ja tak strasznie za nim tęsknię. Już osiem dni nie widzieliśmy się. Ja tego nie wytrzymam dłużej – już nie na żarty beczy.
Nic nie mówię, bo musiałabym powiedzieć to co wie. Wie, że od kilku lat jestem sama i już nawet nie sprawdzam czy telefon działa?, bo działa. Tylko nikt nie dzwoni. Co to osiem dni – myślę. Na jeżu bym wysiedziała, czekając na zakochanego facia. Ale nie dolewam oliwy do tego płonącego stosu. Łapię Lukę na smycz, bo zbliżamy się do wyjścia z parku.
- Aż tak go kochasz jeszcze? – udaję idiotkę, jakbym z konia spadła i liczę że może załagodzę tęsknotę lub rozweselę ją na chwilę.
Czytałam kiedyś, że forma gwiazdy narodziła się w oczach pełnych łez, bo przecież świetliste jej ramiona to tylko nasza fantazja, co niestety potwierdzają zdjęcia z NASA, na których widać, że kształty tych prawdziwych są dalekie od tych naszych. I czy to prawda czy nie, to niech popłacze jeszcze chwilę, bo to przecież one - bez względu na kształty - płoną miedzy nimi.
- Paweł to miłość mojego życia, już ci mówiłam nie raz. Jestem z nim szczęśliwa, a jak już będziemy razem to będę się wreszcie czuła bezpiecznie a, a, a – jąka się chlipiąc - wiesz to wszystko mówiłam ci iks razy. Kocham go coraz bardziej, nawet nie wiem, jak to się dzieje – i wreszcie się uśmiecha.
Na ulicy inny świat, choć mgła otacza nas coraz szczelniej, ale ilość i moc latarni sprawia, że jest magicznie, czarownie i bajkowo. Zapraszam na herbatę moją Piramidę i dalej nie wiem czy jej współczuć czy zazdrościć?
Prawie czołowo zderzamy się z Gosią i korzystając z tej niecodziennej okazji chcemy zabrać ją ze sobą. Aby uczcić takie święto, kupuję dobre wino, bo za wiele atrakcji, żeby zbezcześcić je herbatą.
- Co dziewczyny słychać dobrego? – zagaduje Gosia, a uśmiechem potwierdza niczym nie udowodnioną obietnicę, że Raj istnieje.
- A ty gdzie sama i o tej porze?
- Na cmentarz.
Jasna sprawa, idziemy z nią do Janka.
I choć od iluś lat żadna z nas nad jego grobem już nie płacze, to nigdy nie będzie nam to miejsce obojętne. Czas sprawił, że wypłakiwane zdziwienie że jednak odszedł – jest już poza nami. Mimo wszystko tu życie przemawia głośniej i potężniej niż gdzie indziej i tu często pod błękitnym czy wygwieżdżonym niebem znowu na moment są razem. Ile to już lat?
- Pewnie Paweł dzwonił, żeś zabeczana – zwraca się do Uli i nie czekając na odpowiedź daje całusa w policzek.
- Daj spokój stara, to jakieś dziwne przedstawienie i choć oglądałam już kilka tysięcy jego bisów, nadal nie mogę uwierzyć, że można tak sfiksować na tle faceta. A co to on jakiś wyjęty spod prawa, czy niby mniej niedorozwinięty niż cała reszta? – daję upust swojej jadowitości i ustępuję miejsca w konfesjonale Gosi.
- Mój jest niepowtarzalny i jedyny – na tej samej nucie nawija Ula.
- A tam niepowtarzalny – nie pitol - podpuszczam Ulę z nadzieją że znowu się uśmiechnie i wyciśnie łzy z oczu – każdy jest niedorozwinięty stara, tak już jest i nic ... i nic i nic mi nie jest ... nucę pod biesiadną melodię.
- A widziałaś dorozwiniętych, bo mnie jakoś „minyli” – puszcza do mnie oko młodsza od nas o dobre dziesięć lat, a jednocześnie najstarsza wdowim stażem nasza wspólna przyjaciółka, która podobnie jak ja, od kilku lat jest sama z trójką dzieci.
Ostatnio zmieniony przez Shibbi dnia Czw Mar 20, 2008 9:05 pm, w całości zmieniany 1 raz
_________________
... nie zapomniałam nie e e e e e
to wszystko we mnie jest,
jak ochota na grzech,
na smutek i śmiech ....
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
PostWysłany: Pon Mar 17, 2008 10:13 pm Odpowiedz z cytatem
Christine
administrator
Dołączył: 13 Wrz 2005
Posty: 2507
Skąd: Gdańsk
Jak się cieszę, że znowu mogę ciebie czytać Smile
Smakuje ten kawałek prozy i zaostrza apetyt na dalszy ciąg. Świetnie zaobserwowany "kawałek z życia", dobrze poprowadzona narracja i ten twój, niepowtarzalnie twój, język.
Applause Applause Applause
_________________
Krystyna Bogusławska
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
PostWysłany: Wto Mar 18, 2008 7:47 pm Odpowiedz z cytatem
Shibbi
Dołączył: 12 Kwi 2006
Posty: 1382
Skąd: spod Maciejowej
Dzięki - miałam "pietra" ale zaraz dam cd - bo jest:)
Kurka wodna, Dzięki za wybaczenie tych przecików i innych pauzek, ale ja już przenigdy z tym sobie nie dam rady Embarassed Embarassed Embarassed
no i temu takie tempo Doubt
_________________
... nie zapomniałam nie e e e e e
to wszystko we mnie jest,
jak ochota na grzech,
na smutek i śmiech ....
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
PostWysłany: Wto Mar 18, 2008 7:52 pm Odpowiedz z cytatem
Christine
administrator
Dołączył: 13 Wrz 2005
Posty: 2507
Skąd: Gdańsk
Nie wiem, czy ci się przyda, bo polonistką nie jestem, ale na moje wyczucie...
Wskoczyła w opcję „przyjaciel”, czy jakoś tak, i albo on dzwoni, albo ona do niego.
Pomimo, że mgliste, jesienne opary zacierają kontury sylwetki z każdym, oddalonym od oka krokiem,
Ostatnio zmieniony przez Christine dnia Wto Mar 18, 2008 9:27 pm, w całości zmieniany 1 raz
_________________
Krystyna Bogusławska
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
PostWysłany: Wto Mar 18, 2008 8:13 pm Odpowiedz z cytatem
Shibbi
Dołączył: 12 Kwi 2006
Posty: 1382
Skąd: spod Maciejowej
_________________
... nie zapomniałam nie e e e e e
to wszystko we mnie jest,
jak ochota na grzech,
na smutek i śmiech ....
2
Fen nie mylić z fan, choć to prawie o tym Sad
- Te moje bachory to coś okropnego, nie mogą pojąć, że mnie się należy, jak psu buda wolne od nich. Mnie się też coś w tym zasranym życiu należy – na wdechu skrzeczy, a nawet mam wrażenie, że krzyczy na mnie.
Słuchając pretensji, wyczekuję cierpliwie o co chodzi, bo nie bardzo wiem, czy chce się wiekuiście pozbyć swoich już bądź co bądź prawie dorosłych dzieci, czy tylko czasowo mają jej zniknąć z pola widzenia?
- Co ci zrobiły ? – pytam ostrożnie, choć czuję, że Ula siedzi na brzytwie i mnie się zaraz też oberwie.
- Jak to co? – jestem pewna, że napluła do słuchawki – jak co? Umówiłam się z nimi, że we wtorki i piątki nie ma mnie dla nikogo. Nikogo! Rozumiesz ?? Dla nich też mnie nie ma! Mnie się należy trochę intymności w tym zasranym życiu! Rozumiesz? Ja już mam dość uciekinierki, podchodów i udawania, że nie istnieję, że tylko oni są ważni! Rozumiesz? Ile można być tylko matką, niańką, sługą, lokajem i cholera wie czym jeszcze? Rozumiesz? A tak prosiłam i tłumaczyłam. Wszystko mam poukładane i dla nich czas w inne dni, mało czas! Jestem do dyspozycji. Nagotuje im żarcia niech zabierają co chcą, ale niech mi w te dwa dni dadzą spokój i to święty! Rozumiesz ?
Rozumiem, ale milczę. Niech powie wreszcie o co jej chodzi i czeka sobie na szpikulca. Nie chce jej słuchać. Póki co, izoluje nas cudownie moja nie opluta słuchawka. Mnie daje parawan dla zdziwionych i drwiąco - lekceważących min, a jej bezpieczeństwo przed obrazą tymże spowodowaną. Nie słyszę niczego przez moment. Przypominają mi się sceny z jej małżeństwa z Wieśkiem. Też się kochali - a przynajmniej swoim zachowaniem obwieszczali to głośno światu. Iks razy wyizolowała mnie też, jako przyjaciółkę, bo pewnie nie zaskoczyłam, że chciała intymności, która się jej należała.
- Jesteś tam do cholery czy co? – krzyczy już na serio.
- Jestem, jestem, a gdzie mam być ? – mruczę pod nosem, a myśli mam gdzie indziej – jestem, no to co mam zrobić?
- Błagam cię, przyjmij ich do siebie na parę godzin nim Pawełek wyjedzie. On tak lubi pobyć do dziewiątej, a nawet dziesiątej, choć dzisiaj nie wiem, jak długo? Popatrz jak sypie i mogą być fatalne warunki na drogach, a ta zakopianka pieprzona, to nie dość że rozkopana i śliska już nie od śniegu i lodu, to od gliny jest jak ścieżka śmierci. Nie chce żeby się narażał – trafiają słowa w membranę, szeleszcząc jak jesienne liście.
Mówiła jeszcze chwilę, ale nie słuchałam.
Zemdliła mnie lepka troska o Pawła i szczera wściekłość na własne dzieci, którym ktoś nie przyszedł na wykłady. Znowu widziałam ją trochę napuszoną w sklepie z Wieśkiem. Tak. Im wtedy interes się super kręci. Był dobry czas. Wszystko, od zardzewiałych i krzywych gwoździ, po angielskie sweterki dla noworodków w cenie raty za malucha szły, jak ciepłe bułeczki imć Krasińskiego. Ich towar też schodził. Willa rosła, jak buła drożdżowa, szpanowali Mazdą sprowadzoną z Holandii, wybierali wakacje palcem po mapie, a problem tkwił jedynie w morzu nad którym jest lepsze nurkowanie.
Hmm... tak...., to mam przed oczami. Ja wtedy, jak większość rówieśników byłam biedna. Oni nie, choć Wiesiek narzekał gdzie tylko miał słuchacza, jak to interes marnie idzie, dobrze wiedząc, że to blef.
- Stara jesteś tam, czy co się tam u ciebie dzieje ?? – ocknął mnie jej krzyk.
- Jestem, jestem, no jasne że jestem – klepie w kółko, bo zakałapućkałam się we własnych myślach? Pewnie że przyjmę. Jestem. Po co w ogóle dzwonisz? Niech przyjdą o którejkolwiek przyjadą. Jestem w domu. Mam ciepłe jedzenie, posiedzimy i pogwarzymy.
- O Jezus Maria dzięki. Wiedziałam, że mnie uratujesz. Zwariuję kiedyś przez to ich niedotrzymywanie umowy. Dzieci, dziećmi, ale ja też jeszcze... Mam jeszcze wydepilować nogi..., chcę zmienić pościelkę żeby było łóżeczko cudne i wiesz..., czekam na sygnałek od Pawła bo mam dla niego placuszki po węgiersku, ale chce żeby miał świeżutkie, bo wiesz jaki on nie dokarmiony, no i ....
Znowu nie słucham. Rzygać mi się chce od zdrobnień i całą resztą i przysięgam, że nie jest to efekt nawet okruszkowej zazdrości. Daj mi spokój - myślę w duszy – piecz co chcesz, ogol sobie nawet głowę i odwal się ode mnie, bo wszystko zaczyna trącać o zboczenie. Nie mamy po dwadzieścia lat, żeby oczadzieć na tle mena i stracić już nie głowę, ale i rozum.
I choć to właśnie uczucia są barometrem życia i one nadają mu intensywność od zdrowia po erotyzm, to upieram się, że absolutnie nie należy ich niańczyć, ciapciać się w nich, polewać miodem z bitą śmietaną – mimo, że każdego ciut konieczne.
Nie poznaję jej – wyłączyła rozum od kiedy cała sytuacja straciła etykietkę „ściśle tajne przez poufne”. Stanęła na progu jakiegoś roszczepienia, które pogrążając ją w podnieceniu zmysłowo – seksualnym przepycha w szeregi tych ciężkich, a nawet niemożliwych do współżycia jednostek ludzkich. Dla mnie jej stan staje się niedefiniowalny. Czy uleczalny? Nie wiem. Ale się dowiem na miły Bóg.
W Alpach zapowiadali fen - otwieram okno i w skupieniu nasłuchuję tubylczego halniaka, bo do Alp dobre pięćset kilometrów. Dzisiaj cisza. A może ona odbiera ten alpejski haj?
Przecież lubię ją i coś ją musi bronić – myślę - i przychodzą mi natychmiast na myśl słowa Antoin’a „dobrze się widzi tylko sercem”. Uśmiecham się sama do siebie i wiem, że wszystkie moje filozofie wzięły w czambuł. Wiem też, bo wyczytałam to u kogoś, że miłość zawsze stanowi więcej niż wartość człowieka, którego się nią obdarza.
No i jak tu nie oszaleć?
* * *
Nie byłam nigdy ciekawa szpikulca, ale od dzisiaj jestem przeciekawa. Co to za facet? Może Iwo go zna choć z widzenia i puści farbę, bo z Bartkiem nie mam śmiałości ruszać tematu. To młodzian. Pewnie uważa, że matka sfiksowała! Ale córka pewnikiem inaczej to widzi, w dodatku pełnoletnia córka, która już mieszka z mężczyzną i to mocno starszym do siebie. Hmm... niech już przyjadą!
Z tego wszystkiego nie zapytałam ani o której mają być, ani o której szpikulec zawita, choć to akurat mi zwisa.
Mam ochotę walnąć ją tą kędzierzawą łepetyną o sosnę, albo o inne drzewo; nie z mściwości czy jakiejś babskiej fobii, ale z litości nad nią. Może by się ocknęła. Przecież normalnie też można się zakochać.
Hmm.., a może to tak ma być? Może to ja jestem jakaś polodowcowo – obojętna?
Hmm ...? Nie wiem.
Pochwaliłam się jedzeniem, to muszę coś przygotować, bo w skamieniałej formie z zamrażarki tylko lody są zjadliwe. NO, no – myślę sobie nastawiając relaksujące mnie ostatnio szlagiery Krawczyka, bo jak oni tu zawitają to amen z Krawczykiem.
No, no – nucę sobie „... co noc czy pamiętasz, to on ciebie rzucił w ramiona me, love me tender kochaj czule ...” - huhu, jakie to cudne! A może i warto sfiksować dla zakochania czy ja wiem ...?
* * *
Iwo jest pierwsza i witam ją jak księdza po kolędzie z nadzieją, że nie czyta na czole moich niecnych zamiarów i puści farbę o szpikulcu póki nie ma Bartka. Może ją też krępowała by rozmowa w obecności brata – małolata? Lusia oblizuje raz jej policzki, raz ośnieżone buty, nie szczędząc oznak psiej radości. Iwo bawi się szalonymi podskokami Lusi, która niestety nie jest ratlerkiem, ale bokserką z lekką nadwagą z powodu najnormalniejszego łakomstwa.
Czuwam nad myślą, żeby nie popsuć szyków i układów miedzy nikim. Liczę jednak na stróżkę wiedzy tajemnej.
A to ci szpikulec cholerny – coraz bardziej wkurza mnie myśl o nim, choć wiem o jego istnieniu od kilkunastu lat.
Zapachy mięsa i jarzyn ściągają Iwo do kuchni, gdzie czujemy się swojsko.
- No i co ty na to? - Pytam wprost, choć wiem że głównie mowa jest źródłem nieporozumień, ale nie owijam w bawełnę ciekawości, bo byłoby to niesmacznie obłudne.
- Nie mów mi o tym dupku, bo szlag mnie trafi – kwituje Iwo bez ogródek.
- E, e, e nie lubisz go? – liczę na zaprzeczenie, bo nie przypuszczałam tej „strony medalu”.
- Czekaj ciot (tak mnie tytułują jej dzieci od swych urodzin), najpierw zjem te pychoty bo przymieram głodem. Od kilku dni jemy zimne żarcie pod postacią bulek i Pepsi bo prąd nam wyłączyli. Mój Pan nie zapłacił kilku rachunków. A, a, a nie chcę o tym mówić! Cieszyłam się że wreszcie do domu..., kurwa mać z tymi chłopami. Jezu! Pycha - łapie kawałek mięsa zwisający na błonce z łyżki, bo wszystko dymi gorącem. - Ty masz już spokój i nam się wydawało, że matka-wariatka też znormalnieje. Ale u niej jakoś to inaczej przebiega.
- Nakładaj sobie co i ile chcesz. Mam jeszcze, nie braknie dla Bartka.
- To młody też tu przybędzie? A to nowość, nic nie wiedziałam. No to ładnie Cię matka-wariatka załatwiła!
Nie dam się wpuścić w komentowanie „matki wariatki” – udaję, …że nie dotarło to do mnie i gładząc ją po plecach mówię: życie to podróż zasponsorowana, często z małym wyborem. Czasami dostaje się w udziale swoistą, choćby na miarę oblatywacza samolotów, czy marszu w tłumie uchodźców i nie ma przed kim powybrzydzać, czy grymasić, bo jakby nie manewrować zażaleniem, to też podróż.
W momencie usłyszałam jak milczy. Patrzę na jej wbite we mnie błękitne oczy i widzę, jak widziany przez nią świat zamienia się w wodny.
- Nie rycz! Choć, jak Ci lżej, to rycz – ściskam jej dłoń.
- Nie usprawiedliwiaj jej. Wiem, że każdemu się należy trochę szczęścia, ale żeby sobie po starym wziąć na garba takiego chuja, to wybacz, ale to niewybaczalne!
Chyba mnie zamurowało. Milczę.
Nadkrojony kawałek brukselki daje Lusi - która nie odstępuje nas na krok, choć już wie, że to nie ja zarządzam pachnącym jadłem i też ma wbity wzrok tyle, że w talerz Iwo – a w oderwany listek, jak w łódeczkę łapie spadającą łzę.
Nie wiem o czym myśli, ale coś nas teleportuje gdzieś poza teraźniejszość. Po chwili jednoczesnym westchnieniem, powracamy do kuchni i rzeczywistości, która jak po burzy straciła kanty i wygładzona znowu jest przyjazna codziennością.
Ostatnio zmieniony przez Shibbi dnia Pon Mar 31, 2008 11:08 pm, w całości zmieniany 3 razy
_________________
... nie zapomniałam nie e e e e e
to wszystko we mnie jest,
jak ochota na grzech,
na smutek i śmiech ....
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
PostWysłany: Sob Mar 29, 2008 7:32 pm Odpowiedz z cytatem
Christine
administrator
Dołączył: 13 Wrz 2005
Posty: 2507
Skąd: Gdańsk
Fen nie mylić z fan?
Nie wiem co masz na myśli, bo fen - to porywisty wiatr, a fan - to wyznawca i czciciel, skrót od fanatyk.
Opowiadanie wciąga.
Twój język sprawia, że tzw. " samo życie" staje się ciekawsze i pełne barw.
_________________
Krystyna Bogusławska
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
PostWysłany: Nie Mar 30, 2008 5:26 pm Odpowiedz z cytatem
Shibbi
Dołączył: 12 Kwi 2006
Posty: 1382
Skąd: spod Maciejowej
FEN (...) ponadto z wiatrami tego typu związana jest niekorzystna sytuacja biometeorologiczna, w czasie ich wiania obserwuje się pogorszenie samopoczucia, wzrost podenerwowania i agresji, a także wzrost liczby samobójstw.
to miałam na myśli - JĄ !!!
A o wyznawcy i czcicielu - to dobrze odczytałaś Smile
_________________
... nie zapomniałam nie e e e e e
to wszystko we mnie jest,
jak ochota na grzech,
na smutek i śmiech ....
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
PostWysłany: Pon Mar 31, 2008 8:16 am Odpowiedz z cytatem
mewa
moderator
Dołączył: 20 Kwi 2006
Posty: 1726
Shibbi pisz, pisz, bo jak dzień piękny ciekawa jestem co dalej:))))
Potrafisz patrzeć i słuchać i wyobraźni pozwolić mówićSmile
_________________
Mówiłaś, że byłaś najbardziej szczęśliwa, gdy tańczyłaś, mówiłaś też, że byłaś najbardziej szczęśliwa, gdy tańczyłaś ze mną, a teraz które ze zdań wybierasz? / Cohen
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
PostWysłany: Pon Mar 31, 2008 7:57 pm Odpowiedz z cytatem
rahl
Dołączył: 25 Mar 2008
Posty: 2
Skąd: Kraków
Wciąga coraz bardziej, co do języka- nie będę się powtarzaćSmile miooodzio!
"I choć to właśnie uczucia są barometrem życia i one nadają mu intensywność od zdrowia po erotyzm, to upieram się, że absolutnie nie należy ich niańczyć, ciapciać się w nich, polewać miodem z bitą śmietaną – mimo, że ciut każdego konieczne." - czy nie brakuje tu "ciut dla każdego konieczne" albo "ciut każdego koniecznie"? Ponadto "Stanęła na progu jakiegoś rozczepienia" czy nie powinno być "rpzszczepienia"? no i "łep" do wymiany:)
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
PostWysłany: Pon Mar 31, 2008 9:04 pm Odpowiedz z cytatem
Shibbi
Dołączył: 12 Kwi 2006
Posty: 1382
Skąd: spod Maciejowej
Mam przemeblowani
ale już wsio działa Smile
zaraz poprawie jasne ze tak Smile Smile Smile
_________________
... nie zapomniałam nie e e e e e
to wszystko we mnie jest,
jak ochota na grzech,
na smutek i śmiech ....
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Jakbym tam była - w tym wariackim kręgu.
W czapce niewidce...
Właścicielka Lusi kocha swą zwariowaną przyjaciółkę czy może jest mało
asertywna? Że sobie odmawia prawa do spokoju w samotności?
Wciągające historia - poproszę o deser...
_________________
"Żeby nam sie tak chciało jak nam się nie chce..."
PostWysłany: Wto Kwi 08, 2008 9:43 pm
Shibbi
haha:))
Pewnie trochę jednego i drugiego - a co o o o ?? przeca to życie.
Na deser poczekasz deczko - bo serwowanie dań dopiero sie rozpoczęło d'oh!
Będzie prawie "wigilijnie".... naście - Mr. Green
Ale i deseru sie doczekasz Idea
Dzięki za odwiedziny i koment Embarassed
3
Już do końca świata razem
Mijają wytyczane przez Pawła czwartki, lub soboty – w zależności od tego czy wyśliźnie się spod i tak mało czujnego oka Pięknej” (tak Ula nazwała jego żonę), czy też uda się wiarygodnie zełgać o spotkaniu z kolegami w męskim gronie - podczas których moja przyjaciółka inkasuje należne jej rozkosze z ukochanym.
Przypuszczam, że Piękna doskonale wie, gdzie się te spotkania odbywają i jak wygląda „męskie grono”, ale ma go dość i cała farsa jest jej – co tu dużo mówić - na „rękę”.
Z opowiadań Uli podejrzewam go o status „luzackiego kochasia”, to znaczy miłosiernego pocieszyciela zaszlochanych spódniczek bez względu na to czy spódniczka jest kumpla, znajomka, czy nie daj Boże brata (dobrze, że nie ma owego), nie szczędząc najbliższych przyjaciół. Dla mnie to zboczek, typowy dupek, miękkim robiony – jak mawiały ongiś złośliwie matrony co ośmielę się za nimi powtórzyć pozostając w dozgonnej wdzięczności za ową dosadność.
Staram się nie oceniać ludzi, tym bardziej obcych mi. Przyjmuję świat i jego mieszkańców takimi jacy są, ale jak trzeba to upuszczam wodze w zależności od nastroju albo fantazji, albo finezyjnej uszczypliwości i nie zostawiam na delikwencie suchej nitki. Szpikulec dupek i basta!
No tak, ale czego można oczekiwać po facecie wychowanym przez mamusię i ciotkę starą pannę – a no pierdołowatości – i taki też jest. Na domiar złego skąpy, egoista – i to też w moich oczach degraduje go z ciepłej posadki kochanka.
A sio!
Za co ona go kocha do jasnej ciasne? Ale o tym potem, bo mam gościa.
.....
- Nie przeszkadzam Ci? - skomli Ula.
- No..., już..., nie ... cedzę - choć mi właśnie przeszkodziła w pisaniu o niej – co dodaje pikanterii sprawie. Ale nie śmie o tym wiedzieć. Może za jakieś parę lat. Dzisiaj za skarby świata musi to zostać tajemnicą.
- Wiesz, że ja, że ja nie mogę być sama po jego wyjeździe. Jest mi - zawiesza jękliwie głos – nawet nie umiem tego określi, jak mi jest? Boję się być sama. Chce mi się ryczeć, kwiczeć, głową walić w ściany i sama nie wiem co wyrabiać. Dlaczego tak musi być? Czemu nie możemy być razem? Przecież już się do końca świata nic nie zmieni! Zawsze będziemy należeli do siebie. Właściwie to my jesteśmy małżeństwem, a nie on z nią – telepie się cała i cudem nie obgryza paznokci u nóg.
To ja go kocham i on tylko mnie!
Te przyjazdy i odjazdy wykończą mnie – ryczy jak bawół.
- Jakbyś wierzyła w cokolwiek, to prawdy fizyczno – matematycznych regułek byłyby ci zbędne – mówię najspokojniej i najciszej jak potrafię, choć krew mnie zalewa na całą tę sytuację. Mówiłam tysiąc razy, ale jeszcze raz powtórzę: ty jesteś wolna już od iluś lat i to wolna przez niego i dla niego. Ile to już czekasz na łaskę jaśnie pana? ... dwanaście ? czy więcej? Bo przecież Zizi za rok kończy studia, a wasze drugie życie, jak mówiłaś zaczęło się dopiero te naście temu. To gdzie kurwa mać był przez poprzednie naście? Nigdy nie pytałam, ale mnie zmusiłaś
- Nie zaczynaj od nowa. Trochę z przeszłości wiesz i teraz na bieżąco, nie dobijaj mnie, nie po to tu przyszłam.
- Nie chcę dobijać, ale zacznij nazywać rzeczy po imieniu. A może on czeka aż się postarzejesz tak, że demencja starcza spowoduje niepamięć o jego obietnicach co ?
Milcząc wyciera zasmarkany nos i mokre policzki.
Najpierw się zachwycałam tym odrodzonym uczuciem, nawet sekundowałam tej ich miłości. Następne etapy szokowały mnie mniej lub bardzie, ale zawsze starałam się znaleźć w tym obłędzie plusy i pozytywy pod tytułem „każdemu wolno kochać i każdy ma prawo do miłości, no a im się tak cudownie trafiło”. Potem myślałam, że to taki mój „cudzy grzech”. Nie chciałam się wtrącać, czy raczej komentować zaistniałego stanu. Właściwie, to co mogłam powiedzieć o szalonym związku przyjaciółki, sama tkwiąc w traumie małżeńskiej?
Hmm... przed, a potem po rozwodzie wciskając się w sfilcowaną własną skórę mogłam mało, a raczej nie umilałam tego co może i mogłam.
Dzisiaj jest jasne, że wtedy, każda porada mogła być podparta skojarzeniem „zazdrość”, a to z prawdą nie miało nic wspólnego.
Myślę, że korzystając z logiki i rozsądku można było to rozwiązać w którąś stronę dawno i nawet w miarę uczciwie, a przy dobrej woli to huhu już by było po tak zwanych „ptokach”. A tymczasem sprawa się gmatwa, a węzeł zaciska gardło coraz ciaśniej. Czemu żadne z nich nie podejmuje konkretnej decyzji?
....
Kiedyś, przy wieczornym winku, ślizgając się po filozoficznej brzytwie starałam się wypowiedzieć najszczerszej i najradykalniej swoje zdanie na tenże temat i o tejże sytuacji. Ale ona zaprzeczała każdej frazie, nawet tej wypowiedzianej w połowie, a niektórym zupełnie przemilczanym też.
- Jakby chciał, to dawno by mieszkał z tobą, ale widać nie chce, bo jest mu rajsko i wygodnie mieć dwie kobitki do obrządku – tak skwitowałam omijając brzydkie i obraźliwe słowa skierowane pod jego adresem.
Kopała nogami zaprzeczając – była w milionie procentów pewna, że nie mam racji, że go nie znam, że ona taki nie jest.
- Jak go mam znać, jak go chowasz od kilkunastu lat. Kiedyś byłam go ciekawa, teraz stworzyłaś go swoimi opowieściami w mojej głowie i wiesz co? Zderzenie obu tych panów może być karkołomną akrobacją.
- Jak to karkołomną?
- No, bo ja na podstawie twoich słów stworzyłam Pawła, który ma mało wspólnego z twoim ukochanym, nie czujesz tego?
- Nie. Paweł to Paweł, coś ty sobie namąciła?
- Mamy jeszcze wino?
- Tak – nalać ci?
- Proszę, nawet dużo, okropnie dużo bo albo mnie szlag trafi, albo się wstawię. Na trzeźwo tego „nie rozbieriosz”, jak to mówi ruski.
- Nie rozumiem o co ci chodzi? Przecież, ci mówiłam, że sam wychował się bez ojca nie chciał swoim dzieciom zrobić tego samego. A teraz jakoś nie ma odwagi. Właściwie jest lubiany przez rodzinę Pięknej i jest z nimi zżyty, nie bardzo wie, jak to ma zrobić. Ja mu się nie dziwię poniekąd. Oni nie są mu winni, że ona go usidliła .... – i coś dalej mamrocze, ale nie słucham.
- Co zrobiła? Bo to jakaś egzotyczna nowość. Co? Usidliła?
- No... no, tak złapała go na lóżko.
- Na co ?? na dupę chyba!
- Niech ci będzie na dupę. Nie opowiadałam Ci jak to było ?
- Nie.
- A widzisz to Ty nie wiesz, że on był chłopakiem jej przyjaciółki. Kochali się bardzo, ale Grażyna pewnego dnia powiedziała, że wyjeżdża z innym do Australii i .. i że z nimi koniec. Nie mógł w to uwierzyć. Był w szoku! I taki zdruzgotany poszedł do Pięknej pożalić się, że ... - jest tak rozdygotana, że ledwie składa w całość słowa, ale nie przerywam, może jej ten wstrząs tektoniczny dobrze zrobi – no właśnie, żeby, żeby się wyżalić, żeby się poskarżyć co z nim zrobiła Grażyna no i został u niej na noc. A za miesiąc czy dwa powiedziała mu że jest w ciąży. A on idiota się ożenił bo wiesz..., że sam nie miał ojca i cierpi całe życie z tego powodu. Mnie kochał od zawsze, ale ja byłam wtedy w liceum, a on, on mnie szanował, nie chciał wykorzystać. Był już wtedy dorosłym facetem. Sześć lat różnicy to trochę jest, szczególnie w tym wieku. Ja go rozumiem.
- Nie masz czasami jakiegoś skręta? Mogą być śmieci z odkurzacza w gazecie byle by mnie zakręciło, bo ci coś zrobię zaraz, a po co! Żyj sobie z tym szpiczastym szarlatanem, tylko poza moim wzrokiem! To co? - deklamuję ciągiem – on przepraszam od ciebie teraz wraca do Pięknej, czy do jakiejś innej Zośki ? – rzucam jadowicie.
- Nie rozumiem, do jakiej Zośki?
- O Jezusicku kochany... przecież nie jesteś debilem, czego nie rozumiesz stara! Co ci się stało? Wypchał ci mózg pod łóżko, czy przystąpiliście wspólnie do jakiejś sekty samobójców myślowych y y y ? Ula, co ci ? Ty jesteś w letargu czy opętana, nie kumasz prostych stwierdzeń do cholery!
- Łatwo ci mówić... dalej beczy nie reagując na moje słowa.
- Przysięgam uroczyście (i tu wypijam duszkiem lampkę wina), że przez najbliższe lata nie zabiorę głosu w sprawie kochanka mojej przyjaciółki, nijakiego dupka Pawła.
- Nie mów tak o nim, bo mi przykro. Nie znasz go i łatwo ci go sądzić. A co ma zrobić biedak .....?
- Nie wiem i nie chce wiedzieć i mam to gdzieś co zrobi. Może sobie obciąć, czy odgryźć a nawet spruć tego swojego cudnego kutasa, ale ciebie mi żal rozumiesz ? Marzę o tym, żeby cię jaki zdrowy i normalny Jasiek poderwał – poprosił o rękę i zawlókł do USC. Inaczej degrengolada przedśmiertna zapewniona w pełnej krasie.
- A, a, a, bo ty wszystkiego nie wiesz – dalej nie słyszy co do niej mówię.
- To teraz ci dopiero przeszkadza, że nie wiem wszystkiego?
Telefon przerywa nam mile, acz niecne pogaduszki o panu „P”.
Halina z butelką wina chce przyjść. Nie jest późno, a nasze właśnie ja skonsumowałam do reszty.
- Przychodź i to galopem!
- Powiem ci kiedy indziej – mruczy pod nosem i bezwiednie rozciera tusz wokół mokrych oczu.
- Nie wiem czy chcę wiedzieć! Jeszcze tego brakowałoby, żebyśmy się pokłóciły się przez tego zboczka, hmm... nie gniewaj się, ale mnie poniosło ostro. Pojąć nie mogę, że wiecznie przez tę zafajdaną miłość ryczysz i cierpisz i gdzie tu miejsce na radość i szczęście? Pokręcone to życie.
- Coś ty, nie gniewam! A no pokręcone.
.....
- Cześć laski – wita nas odstawiona, jak na premierę do teatru Halszka – o, o, o, widzę, że u was już „po kolędzie”?
- E.. tam po kolędzie. Trzy godziny piłyśmy jakieś bułgarskie czy z innego Chile, ale dno było - ma się wiedzieć.
- Tylko nie bułgarskie, bo dzisiaj hiszpańskie przyniosłam, a ty nawet nie raczyłaś zauważyć.
- Takie czy siakie – nawet jakby francuskie to pewnie i tak i tak Polacy zbierali winogrona - śmieje się Halszka sięgając po korkociąg – i przez to bez różnicy. I tak stać nas tylko na te „ A table” – a co zakorkowane, to niech sobie każdy dośpiewa haha przedtem y... y... y... - postękuje pokonując korek - czy potem, w zależności kiedy się komu lepiej śpiewa... haha!
- Coś ty taka wesoła? Stary cię zostawił wiekuiście czy jaki pieron – zagaduje, bo Ula ukradkiem domywa makijaż?
- A gdzie mu będzie lepie? Jak HIVa nie przyniesie, to go zdzierżę do śmierci. Ostrzeżenie dostał i cała naprzód z moim błogosławieństwem. Ale kasa ma być i spokój w domu. Ale on wie, że ze mną to nie żarty i zastosował się jak to on, pełna kultura, takt i marynarski szyk. Mnie całkowicie taka sytuacja odpowiada. I tak jest w domu od przypadku do przypadku, a obywa się wszystko bez plotek ja mam komfort a on moją wdzięczność. Sąsiadki nie mają pojęcia o naszym statusie i zazdroszczą wiernego Zenusia. I tak ma być laski, tak ma być!
- Jak to HIVa – dziwi się Ula, jakby Halszka mówiła cały czas po węgiersku i tylko słowo HIV nie wymagało tłumaczenia.
Ona nie ma pojęcia o sytuacji Uli z panem P. Trochę szkoda, przewaliła by na nią te miaukoty i infantylne wyjaśnienia o Pawełku, których już nie jestem w stanie ani słuchać, ani doradzać co począć. Niestety.
- A kieliszki gdzie masz, za mąką czy przed kaszą – woła z kuchni rozbawiona – a ja wiem, że mnie wzywa.
- Co jej, wezwanie ma na gestapo czy umarł ktoś?
- E ,e ,e nie ważne. Doła ma. Zawsze po pagórach są doły, capioto?
- Jasne. Tylko nie mów, że go lubisz.
Poty mnie oblały. W podświadomości szukam, z której strony głowy mam przybitą tabliczkę z napisem: Ula i Paweł to kochankowie. Czuję, że szczęka nieubłaganie zbliża mi się do kolan. Pewnie wyglądem przypominać kosmitkę, ale stukanie po nosie wspomaga wywleczenie mnie z zaświatów, Halina zaś szczerze uśmiechnięta z wiarygodną swobodą wyszeptała:
- Tu nie Manhattan. Dawno wiem i to nie od ciebie. Spoko!
- U f f f .. ., ale mowy jeszcze przez dłuższą chwilę nie odzyskałam.
Cdn
_________________
... nie zapomniałam nie e e e e e
to wszystko we mnie jest,
jak ochota na grzech,
na smutek i śmiech ....
PostWysłany: Czw Lip 03, 2008 12:08 pm
ella_hagar
Ślicznotko ty moja Shibbuszko. Smile
Jestem zdumiona, że tak sprawnie napisane Smile))) Jakby się ten diament powoli szlifował na brylant. Smile
Pod względem technicznym lepiej napisany tekst niż poprzednie. O niebo lepiej.
A w treści? Ja po prostu lubię cię czytać. To są naprawdę fajne kawałki prozy.
Twoi bohaterowie są prawdziwi, z życia wzięci, bez zadęcia na niewiadomoco. Kobiety w twojej prozie wyraziste, kobiece, z charakterem, fajniaste takie. Chciałoby się z nimi to winko hiszpańskie wypić, poplotkować o facetach ... i nie tylko.
Czekam na ciąg dalszy.
Smile
_________________
[eh]
PostWysłany: Pią Lip 04, 2008 8:52 pm
mewa
moderator
Dołączył: 20 Kwi 2006
Posty: 1726
Lubię Ciebie czytać, bo przenosisz człowieka w świat taki normalny, w którym jest miejsce na wszystko i dobro i uczynki podkasane:)
Pisz Malutka, ja sobie te części na dysk dałam i czytam je ciurkiem, bo tak mi jest łatwiej:)Czekam na ciąg dalszy:)
Applause
_________________
Mówiłaś, że byłaś najbardziej szczęśliwa, gdy tańczyłaś, mówiłaś też, że byłaś najbardziej szczęśliwa, gdy tańczyłaś ze mną, a teraz które ze zdań wybierasz? / Cohen
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Christine dnia Wto 14:02, 03 Sie 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|