stary krab
Dołączył: 05 Mar 2009
Posty: 263
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Tarnów Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 19:15, 31 Mar 2012 Temat postu: Z poradnika początkującego jeźdźca. |
|
|
Na praktyce studenckiej w Radłowie było "w moich czasach" kilka koni pod siodło. Czekając na swoją kolejkę, przeglądałem książkę, którą pod opiekę powierzyła mi dosiadająca gniadosza koleżanka. Masztalerz podszedł do mnie i zagadnął:
- Czytasz? To ładnie, że czytasz. I pamiętaj, jeśli w książce napisali tak jak ja was uczę, to postępuj z koniem tak jak w jest w tej książce. Ale jeśli byłoby napisane inaczej - rób tak, jak was uczułem. I dobrze na tym wyjdziesz.
Zapytałem jak się zachować w przypadku, gdyby koń mnie poniósł. Poprawił furażerkę, obciągnął na plecach marynarkę i prawi z całą powagą:
- Nad koniem trzeba panować. Prawdziwego jeźdźca koń nie poniesie. No, ale wy studenty jesteście jeszcze takie jeźdźćce nieopierzone. Więc gdyby ci się koń spłoszył, to wiadoma, takiego jak ty gapiszona niechybnie zrzuci z siodła. Jedyna rada - krócej trzymać wodze i tak szarpnąć, aż smak wędzidła poczuje. I pamiętaj, trzymaj konia na wodzach, nawet w trudnej sytuacji - prawdziwy jeździec nie wypuszcza ich z ręki.
W Poradniku dla początkujących nie czytałem jeszcze tego rozdziału, a już wkrótce przyszło mi wypróbować praktyczne porady pana Zenona. Dosiadłem starszą kasztankę z latarnią i białymi chrapami. Poklepałem po szyi i dałem piętami polecenie. Ruszyliśmy stępa. Potem truchcikiem. Najlepiej czułem się właśnie w kłusie ćwiczebnym. Potem kłus sportowy. W tym fragmencie ani trener ani koń nie byli ze mnie zadowoleni. Wreszcie zagalopowałem. Na łuku czułem się świetnie, dobrze się w siodle trzymałem, może tylko za dużo wodzy dałem kasztance. Na prostej nabrała prędkości, weszła w cwał. Odchyliło mnie do tyłu, a wodze posłużyły do utrzymania równowagi, nie było mowy, żebym mógł je przyciągnąć. Pamiętałem jednak, żeby trzymać mocno! Ściskałem je więc w obu dłoniach, lecz zaczęło mi brakować siodła, potem derki, wreszcie końskiego zadu. W czasie salta przez ogon poluzowałem uchwyt, koń dostał więcej wodzy, mnie ich zostało mniej, lecz pamiętałem, że nie wolno ich wypuścić. Koń galopował dalej, przewróciło mnie na plecy, poczułem kurz w ustach i ból w łokciu, i wtedy usłyszałem krzyk masztalerza: - Puszczaj te lejce, bo się do nieszczęścia doprowadzisz!
Nigdy nie zostałem prawdziwym jeźdźcem, jednak konie bardzo lubię do dziś.
Post został pochwalony 0 razy
|
|