Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
stary krab
Dołączył: 05 Mar 2009
Posty: 263
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Tarnów Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 9:41, 25 Lut 2012 Temat postu: Stare i nowe |
|
|
Jesienią 1940 roku urodziła się siostra Jadwiga, mówiliśmy na nią Wisia. Po trzech latach przyszedł na świat brat Edward. Z rodzicami i stryjkami było nas więc w domu ośmioro. Osiem osób do nakarmienia, osiem tyłków do okrycia. Nikt nie był zatrudniony, nie było stałego przychodu ani żadnego zasiłku. Mama bez przerwy cerowała jakieś przetarcia, łatała dziury na kolanach, na łokciach. Stryjowie pomagali pruć stare swetry, wiązać strzępy włóczki, zwijać w kłębki. Z tych powiązanych resztek robiła na drutach szaliki i rękawiczki. Kawałki z podartej bielizny służyły za pieluchy, grubsze za onuce.
Obuwia też nie było nigdy dość. Brakowało ich zwłaszcza w zimie, chociaż nasz dom znany był z tego, że reperowano w nim stare buty. Stryj Józef, jeszcze jako chłopak, uczył się zawodu szewca od wujka Antoniego Sułkowskiego, kulawego tak jak on. Zapamiętałem, że w kuchni zawsze stał niski mebel z mnóstwem szuflad, zamieniany w ciągu dnia w szewski warsztat. Po pracy służył za ławę. W domu pachniało smołą, kalafonią, dekstryną i szewskim klejem. Ale obecne był też inne zapachy - znoszonych i przepoconych huśli. Tak się wtedy mówiło na stare, przynoszone do naprawienia buty.
Kleje, drewniane ćwieki i gwoździe kupowało się w Limanowej, podobnie arkusze gumy z Wolbromia - pod obcasy i na zelówki. Najtrudniej było o skórę, zwłaszcza grubą, na podeszwy. Kosztowała drogo, a jej obrót chyba nie był legalny. Niekiedy mama, wracając z chlebem pociągiem z Krakowa, w okolicach Suchej Beskidzkiej kupiła Józkowi jakiś kawałek skóry. Doraźnie chodziło się po nią do Szewielskiego. Był on wysiedleńcem z Wielkopolski, a mieszkał dalej za dworskim potokiem, nad Musiałami. Z brzozowych klocków tato wycinał i obrabiał podeszwy, z którymi stryj łączył cholewki, szyte na maszynie z ręcznym napędem. Takie drewniaki, podkute pod szpicami i obcasami, były dosyć ciepłe i umiarkowanie odporne na ścieranie.
Roboty stryjkowi nie brakowało, ale zarobek był mizerny. Ci, którzy przynosili zdarte półbuty, trzewiki, damskie, czy dziecięce buciki, w zasadzie byli tak samo biedni jak szewc. Za przyszycie przyszczypków, przybicie tretników, czy nawet zelówek, żądał Józek niewiele, bywało że świadczył usługę za Bóg zapłać. Coś tam jednak uciułał, od czasu do czasu dawał mamie na sól, naftę, czy inne najpilniejsze potrzeby.
Brak pieniędzy zmuszał mieszkańców wsi do szukania innych rozwiązań, a właściwie przywrócenia sposobów znanych, zanim upowszechnił się obrót gotówkowy. Gdzie było więcej pastwisk, choćby w Słopnicach, tam chowali owce, przędli wełnę, robili z niej ciepłe swetry, czapki i rękawice. Na Podhali wytwarzali też filc, używany m.in. na wysokie cholewki do damskich butów zimowych, były to modne wtedy kapce.
W naszej wsi siali len, jego łodygi suszono, roszono, międlono, oddzierano włókno od paździerzy, z niego przędło się nici. W domu były dwa wózki do przędzenia, czyli zmechanizowane wrzeciona, napędzane nożnym pedałem. Palcami pobierało się z kądzieli szczyptę lnianego włókna, łączyło z nitką na szpuli wrzeciona, które skręcało nić. Z takiej szpuli nici przewijało się później na motowidło, motki zaś zwijało w kłębki. Z nimi to już trzeba było iść tam, gdzie mieli tkackie krosna. Najbliżej było do Sajdaka na Makowicę, ale chodziło się też tkać do Słopnic. Z delikatniejszego płótna mama szyła koszule, ze zgrzebnego - spodnie. Mężczyźni wyglądali w lnianym ubraniu jak na obrazie Józefa Chełmońskiego Bociany.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Christine
Administrator
Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 544
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 16:39, 26 Lut 2012 Temat postu: |
|
|
Władku, pisz szybko następne "kawałki" i wklejaj, bo mi mało...
Pomyśl tylko: jak ty nie spiszesz swoich wspomnień to kto to zrobi? Miał by zaginąć bezpowrotnie obraz życia codziennego rodziny polskiej ? Jak oni sobie radzili w tych ciężkich czasach, nie poddawali się, nie narzekali na biedę. Na świat przychodziły kolejne dzieci tak samo kochane i chyba - mimo wszystko szczęśliwe, bo skąd miały wiedzieć, że przysługują im pieluszki jednorazowe, a rodzicom becikowe?
Uwielbiam takie opowieści, pozwalają mi spojrzeć na to samo z innej strony, poznać to, co zwykle niedostępne dla obcych.
Podobne wrażenie wywarło na mnie opowiadanie Shibbi "Dzieci z Zaborni".
Polecam ci, jeśli nie czytałeś
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Christine dnia Nie 16:47, 26 Lut 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
stary krab
Dołączył: 05 Mar 2009
Posty: 263
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Tarnów Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 20:18, 26 Lut 2012 Temat postu: |
|
|
Christine napisał: | "Dzieci z Zaborni". | Przeczytałem dopiero tamto drugie Jej opowiadanie. Kiedyś się zmobilizuję.
Shibbi mi tego nie wybaczy.
Dziękuję za dobre słowa. Próbuję, choć opornie mi to idzie. Zachęta niewątpliwie mi jest potrzebna.
Serdeczności wiele.
Władysław
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez stary krab dnia Nie 20:23, 26 Lut 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Christine
Administrator
Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 544
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 21:00, 26 Lut 2012 Temat postu: |
|
|
Ja ci też nie wybaczę, jak nie przeczytasz, bo to prawdziwe cudo.
Za każdym razem jak czytam, łzy mi lecą ze wzruszenia.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|