M.J.
Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 64
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 23:04, 12 Sie 2009 Temat postu: Łazęga |
|
|
Z włóczęgi, z beztroskiego szwendania się po nieznanym świecie, po egzotycznych grajdołkach, sterany licznymi przygodami w stylu Indiany Jonesa, wrócił na stare śmieci, jednak zastał na nich nie to, co zostawił; ujrzał ludzi, których przedtem nie widział, zobaczył fircykowate twarze uśmiechnięte do sera. Wtedy zachwycał się wszystkim, co było duże, rozległe, roztkliwiał się nad piramidami, Coloseum, katedrami, wszelkiej maści pomnikami potęgi Człowieka lecz teraz, kiedy pojazd, który nadjechał, nie pozwolił, by choć trochę zdążył docenić jego śliczną karoserię, by zdążył zapłakać nad skrzynią biegów, tylko bez uprzedzenia zmiażdżył mu nogę i jak obwodnicą, przejechał po niej wszystkimi kołami, pojazd ten raz na zawsze oduczył go ujawniania gniewu nie w porę, no i niekontrolowanego wypadania z domu Matyldy, bo gdy, zezłoszczony na Matyldę, jak zwykle wyprysł z jej domu, w tym miejscu skończyła się idylla tego, co zwykle, a zaczęła historia z innej beczki: wprawdzie wypadł z jej mieszkania na parterze, lecz tym razem nie na pustą ulicę, tym razem prosto pod rozpędzoną furgonetkę, prosto na jej zdumioną maskę; teraz było inaczej, teraz się poszkapił i było z nim nieporównanie gorzej, bo leżąc w niewygodnych skrętach obolałego ciała, czując, że nadchodzi przedwczesny moment na żegnanie się z poprzednimi majakami, że już nie ma co liczyć na nowy zapas sił, na odświeżoną ochotę na życie, że przyszedł raptowny czas na witanie się z nieznanymi przerażeniami, z przerażeniami, których już nie będzie miał szans przeżyć do końca i zracjonalizować po swojemu, zemdlał.
Zemdlał, a gdy się ocknął, było ciemno i na dodatek bolało go biodro. Nie mógł wyjść z krzaków. Leżał w nich, jak przetrącony listek figowy i modlił się, by już nikt więcej tędy nie przejeżdżał, by pozwolono mu choć trochę pospać. Uderzenie, choć początkowo sądził, że bez większego trudu będzie mógł się wykaraskać z jego skutków, odczuwał coraz mocniej: górną częścią ciała, nienaturalnie skręconą, leżał w zaroślach, natomiast nogą i resztówką drugiej - na asfalcie.
Pojął, że znowu ma przegwizdane, znowu czekają go stare pyry, długie miesiące szpitala i rekonwalescencji, pobyty na wysłużonych dostawkach, głupawe rozmowy ze szlafrokami wychodzącymi na peta, zrozumiał, że ponownie grożą mu odgrzewane wersje nudnych tematów, stare pyry, trele morele i gadki szmatki, że znowu powrócą nudne omawiania tego, co tam, panie, słychać na szerokim świecie, co w polityce, gdzie tam komu co piszczy w trawie, że zacznie się przymulone komentowanie, wyjaśnianie, narzekanie, rewelacje o tym, co się ostatnio mówi, kto kogo gdzie na czym przyłapał, co na obchodzie, kiedy wypis, znowu zaczną się nieśmiertelne gadki o żonach, laskach i innych breweriach.
Zrozumiał, że znowu spadną na niego odstręczające nastroje, krótkie żale zakończone smutkiem, zbędne chwile zastanawiania się nad swoim zbędnym życiem, znowu zaczną się obsesyjne rozważania o rozlanym mleku. I wrócą lęki oraz abstrakcyjne odczucia skupione w zagrożeniach, poruszone zostaną lawiny poprzednich urazów i obaw, które, choć otrząsną się ze swoich zabliźnionych ran i choć nastąpią, powolnie, majestatycznie, lecz nieuchronnie, to już wkrótce nabiorą niepowstrzymanego rozpędu, zaczną rozszczepiać się na pojedyncze zmartwienia. I naraz ujrzał przed sobą wszystkie swoje lęki, wszystkie swoje zagrożenia, które nigdy dotąd nie były aż tak jednorodne, które przedtem były wieloznaczne, nie odzwierciedlały jednego przeżycia, jednego urazu, ale były sumą wszelkich utrat, kwintesencją tych, co już się wydarzyły i tych, co dopiero w nim nastąpią…
Post został pochwalony 0 razy
|
|